Skip to main content

MICHAŁ JĘDRO

Jestem przyszłą Mamą - mam taką nadzieję, bo bardzo chciałabym nią być… W marcu ma przyjść na świat nasz Synek – Michał – nasze pierwsze, upragnione, wyczekane dziecko. Niestety komplikacje oraz nietrafne diagnozy z jakimi mierzymy się niemal od początku ciąży sprawiają, że nie możemy cieszyć się tym czasem jak inni przyszli rodzice. Każde badanie to strach co znów usłyszymy od lekarzy, jaką tym razem złą wiadomość mają nam do przekazania. Oczekiwanie na narodziny naszego dziecka nie jest czasem beztroski, przepełnione jest lękiem o nieznaną przyszłość ale też wielką nadzieją, że Michałek zostanie z nami.

Pierwsze tygodnie ciąży przebiegały wręcz książkowo, czułam się bardzo dobrze, pracowałam, cieszyłam się życiem, tym, że za kilka miesięcy zyska ono zupełnie inny wymiar, że zostanę mamą. Niestety mój beztroski czas ciąży zakończył się, gdy w 9 tygodniu poszłam do lekarza na badanie USG. Nic nie zapowiadało, że usłyszę coś złego. Początkowo wizyta przebiegała w przyjaznej i pełnej optymizmu atmosferze. "Co by Pani wolała chłopca czy dziewczynkę?” – zapytał lekarz. Odpowiedziałam, że nie ma to dla mnie znaczenia, chcę tylko aby moje dziecko było zdrowe. Wtedy zapadła cisza a ja wiedziałam, że lekarz zobaczył na monitorze coś złego. Dowiedziałam się, że u dzieciątka jest poszerzone NT (przezierność karkowa), co oznaczało, że może urodzić się bardzo chore. Lekarka próbowała mnie pocieszać, była jednak bezsilna.

Następnego dnia poszłam do innego lekarza wierząc, że nastąpiła jakaś pomyłka. Do końca wierzyłam w dobre wiadomości, niestety, takich niejedro6 otrzymałam. Lekarka na którą trafiłam potwierdziła diagnozę. Dała mi namiary na kolejnego, wybitnego lekarza w zakresie ultrasonografii płodu. Po wyjściu z przebieralni w oczach lekarki zobaczyłam łzy, byłam załamana…

Choć paraliżował mnie strach do problemu podeszłam zadaniowo. Musiałam dowiedzieć się jak pomóc mojemu dziecku. Po przyjeździe do domu zadzwoniłam pod wskazany przez lekarkę numer i jeszcze tego samego dnia pojechałam na wizytę. Stwierdzono powiększoną przezierność karkową, przepuklinę sznura pępowinowego, obrzęk płodu, nie uwidoczniono natomiast kości nosowej. Przekazano mi, że ciąża jest obarczona wysokim ryzykiem występowania wad genetycznych i zalecono wykonanie biopsji kosmówki.

Nie miałam pojęcia dlaczego wyniki są tak złe, przecież ani w mojej rodzinie, jak również w rodzinie męża nie występowały wady genetyczne. Mój świat się załamał. Dotychczasowe problemy przestały istnieć, po raz pierwszy poczułam, że nie mam siły żyć. Najprostsze czynności życiowe takie jak jedzenie, spanie sprawiały mi trudność, byłam pogrążona w rozpaczy, która ciągnęła mnie w dół, przekonana, że dla mojego dziecka nie ma ratunku.

Zgodnie z sugestiami lekarzy w 11 tygodniu ciąży umówiłam się na kolejną, prywatną wizytę u znanej lekarki z Warszawy, aby zrobiła ponownie USG na podstawie którego będzie można stwierdzić czy jest faktycznie konieczność wykonania biopsji kosmówki. Strasznie się bałam, ale podjęłam decyzję, że chcę wiedzieć. Lekarka nie była nastawiona przychylnie, po moim naleganiu wykonała jednak USG i poinformowała mnie, że dodatkowo widzi podstawy do wykonania biopsji.

Wykonano biopsję kosmówki, zabieg obarczony dużym ryzkiem. Po tygodniu czekania na wynik okazało się że nie jest on jednoznaczny i należy powtórzyć badanie. Byłam załamana, wściekła, rozżalona, bo takie przypadki się praktycznie nie zdarzają. Zalecenie jakie otrzymałam to wykonać raz jeszcze inwazyjne badanie - amniopunkcję. Bo wykonanej biopsji wystąpiły komplikacje, kosmówka zaczęła się odklejać, istniało wysokie ryzyko, że ciąża zakończy się tragicznie. Musiałam leżeć i przyjmować leki, które ją podtrzymywały.

jedro5W 13 tygodniu ciąży ponownie wykonałam badanie USG podczas którego uwidoczniono kość nosową, obrzęk płodu zniknął, wychodziliśmy na przysłowiową prostą. To był najpiękniejszy prezent z okazji naszej kolejnej rocznicy ślubu. Zaczęliśmy się cieszyć dzidziusiem i wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Pani doktor wysłała nas dla pewności do Warszawy do najlepszego lekarza w zakresie wykrywania wad wrodzonych płodu, gdzie wykonano amniopunkcię, a po tygodniu odebrałam pozytywny dla nas wynik badania. Byliśmy bardzo szczęśliwi, że nie potwierdziły się wcześniej stawiane diagnozy.

W 18 tygodniu na badaniu połówkowym również wszystko było jak najbardziej w porządku.

W 22 tygodniu czar dobrych wiadomości prysł.

Po raz kolejny pojechałam do Warszawy aby potwierdzić, że wszystko jest dobrze i wtedy usłyszałam – dziecko ma wadę serca – tetralogię Fallota…

Znów miałam nadzieję, że to kolejna pomyłka, wolałam już żeby lekarze się mylili na naszą korzyść niż stawiali kolejne, okrutne diagnozy. Zaczęłam sprawdzać, konsultować wyniki u najlepszych specjalistów w Polsce. Niestety tym razem wada została potwierdzona. Pomyłki nie było.

Obecnie nasz synek jest bezpieczny, jednak gdy po narodzinach weźmie samodzielny oddech wszystko może się zmienić. Zespół Fallota to bardzo złożona i skomplikowana wada, jednak jeśli trafimy w dobre ręce mój synek ma zdecydowanie większe szanse na przeżycie. Spektrum zaburzeń w tej wadzie jest bardzo szerokie, na etapie prenatalnym lekarze nie mogą jednoznacznie potwierdzić, że tuż po narodzinach Michał będzie wymagał operacji, nie mogę jednak też tego wykluczyć. Obecne wyniki wskazują, że najprawdopodobniej w pierwszych dobach życia dziecka będzie konieczność wykonania zespolenia, które da mu trochę czasu do momentu, kiedy będzie możliwa korygująca wadę operacja na otwartym sercu.

W Polsce lekarze oferują nam kilkuetapowy proces próby naprawy serduszka, jednak my chcemy zminimalizować ryzyko i jeśli tylko będzie taka szansa, zmniejszyć liczbę koniecznych operacji i procedur medycznych. Zaczęliśmy szukać specjalisty, który podjąłby się naprawy serca jednoetapowo. Trafiliśmy do prof. Edwarda Malca, który właśnie taką szansę widzi. Na ten cel potrzebne są nam duże pieniądze, ponieważ chociaż Profesor jest Polakiem nie pracuje już w Polsce tylko w Niemczech, a koszt operacjipoza granicami kraju nie jest finansowany przez NFZ.

Cena za ratowanie naszego Synka w Klinice Uniwersyteckiej w Münster w Niemczech jest dla nas bardzo wysoka i wynosi 31 500 Euro. Do tego dochodzi koszt porodu 4 800 Euro, samodzielnie nie udźwigniemy tego finansowego problemu. Nigdy nie prosiłam o żadną pomoc, ale życie mojego Syna jest teraz dla mnie najważniejsze.

Przeszliśmy wiele, zdajemy sobie sprawę, że wiele jeszcze przed nami ale wierzymy w siłę i wolę walki naszego dziecka, z nowymi pokładami nadziei i wiary w to, że nasza wspólna historia może mieć szczęśliwe zakończenie podejmujemy walkę o nasz największy w życiu skarb i prosimy, pomóżcie nam ratować nasze dziecko.

Dziękujemy za okazane serce.

Przyszli rodzice Michałka – Marta i Marek Jędro

Maleńkie serce Michałka potrzebuje pomocy. Chłopiec najprawdopdoobniej tuż po przyjściu na świat będzie wymagał operacji. Jest jednak nadzieja, że chore serduszko całkowicie uda się naprawić. Serdecznie prosimy o pomoc w zgromadzeniu funduszy, które umożliwią rodzicom Michałka wyjazd do Niemiec, gdzie chłopiec ma szansę przyjść na świat i przejść operację ratującą jego życie.

Fundacja na rzecz dzieci z wadami serca COR INFANTIS
ul. Nałęczowska 24, 20-701 Lublin

86 1600 1101 0003 0502 1175 2150 

Dla wpłat zagranicznych:

USD PL93 1600 1101 0003 0502 1175 2024

EUR PL50 1600 1101 0003 0502 1175 2022

Kod SWIFT dla przelewów z zagranicy: ppabplpk

Bank: BGŻ BNP PARIBAS oddział w Lublinie, ul. Probostwo 6A, 20-089 Lublin

wpłaty w tytule przelewu z dopiskiem: Michał Jędro

1% podatku można przekazać podając w zeznaniu podatkowym PIT, w rubrykach dotyczących przekazania 1% podatku:

KRS 0000290273

a w polu cel szczegółowy: Michał Jędro

Fundacja Cor Infantis nie pobiera prowizji ani żadnych dodatkowych opłat. Całość zebranych środków przeznaczona jest na leczenie dziecka.

Inne artykuły w tej kategorii:

FRANCISZEK OWCZARZ

Historia Frania 24 sierpnia 2017 - My już w Klinice. Dzisiaj przez cały dzień badania. 26 sie...

ANTONI WAŻYDRĄG

29.06.2015 Znamy już koszt wszczepienia Antosiowi rozrusznika serca. Kwotę 14 500 euro musimy zg...

JULIA BOREK

Aktualizacja 18.05.2022 Julia jest już z mamą. Zniszczone infekcją serce było zbyt słabe. Pomim...