Wada serca: PA
Po 7 długich latach starań o dziecko, gdy już traciliśmy nadzieję, wydarzył się cud… Dowiedzieliśmy się, że zostaniemy rodzicami! Był to najpiękniejszy dzień w naszym życiu. Byliśmy tacy szczęśliwi, myśleliśmy tylko o tym, że wreszcie nasz dom nie będzie pusty! Tysiące planów, marzeń…radość, która wprost zalewała nasze serca. Z niecierpliwością czekaliśmy na każdą wizytę, by zobaczyć nasze maleństwo, usłyszeć bicie jego serduszka…
Nasze szczęście nie trwało jednak długo. W 22 tygodniu ciąży podczas badania prenatalnego, poinformowano nas, że nasza nienarodzona córeczka ma poważną wadę serduszka (złożona wada serca, wada botalozależna z grupy wad pojedynczej komory serca, atrezja t.płucnej). Póki maleńka jest w brzuszku, jest bezpieczna. Jednak po urodzeniu, kiedy przewód tętniczy będący naturalnym połączeniem w życiu płodowym zacznie się zamykać nasza córeczka zacznie umierać. Jedyna jej szansą od pierwszych minut życia będzie najpierw lek, stale podawany do jej małej żyłki, który nie pozwoli przewodowi tętniczemu się zamknąć a następnie operacje serca. Nie jedna, ale co najmniej trzy. Pierwsza z nich ma zostać wykonana w pierwszych dniach życia malutkiej. Nie będzie to zabieg korygujący, ale ma ona dać niezbędny czas, aby dzieciatko podrosło, nabrało sił i ważyło tyle, by szansa na przeżycie pierwszej z dwóch korygujących paliatywnie operacji była większa niż w pierwszych dniach życia. Ten czas to pół roku, właśnie wtedy, gdy nasza córka skończy 6 miesięcy swojego życia odbędzie się pierwsza rozległa operacja na otwartym sercu. Kolejna powinna mieć miejsce w okolicy trzecich urodzin życia dziecka.
Usłyszeliśmy, że mamy być przygotowani na wszystko… Pamiętamy ten dzień jak przez mgłę… Rozpacz, strach, brak sił, nasz świat wtedy się zawalił. Nasze maleństwo jest śmiertelnie chore, tylko ta myśl była obecna w naszych głowach. Jak mamy żyć ze świadomością, że dzień narodzin naszej kochanej córeczki może być tym ostatnim, jaki przyjdzie nam z nią spędzić. Wydawało się, że koszmar wraca, że nigdy nie zostaniemy rodzicami. Ale serce naszej maleńkiej biło i nadal bije. To sprawiło, że zebraliśmy w sobie wszystkie siły. Nie możemy pozwolić na to, aby naszemu dziecku coś złego się stało, będziemy walczyć o nasz Skarb ze wszystkich sił!
Zosia, tak będzie miała na imię nasza ukochana dziewczynka, Zosia musi przyjść na świat w ośrodku referencyjnym, takim, w którym specjaliści będą mogli pomóc jej tuż po narodzinach. Po podaniu leku podtrzymującego życie trafi do oddziału kardiochirurgii, gdzie przejdzie pierwszą operację serca. Ta pierwsza operacja przeprowadzona będzie w Krakowie lub w Łodzi, ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła. Nie mieszkamy jednak w pobliżu żadnego z tych miast, będziemy musieli przeprowadzić się tam jeszcze przed porodem a potem spędzimy tam czas u boku naszej walczącej o życie Zosi, czekając aż będziemy mogli zabrać córeczkę do domu. To wszystko wiąże się z dużymi kosztami, do których dochodzą częste wizyty u specjalistów, rehabilitacja, lekarstwa. Niezbędny będzie również zakup specjalistycznego sprzętu, który pozwoli nam w domu monitorować u Zosieńki poziom wysycenia jej krwi tlenem. Ponadto naszym wielkim marzeniem jest aby kolejne etapy leczenia, te najtrudniejsze i najbardziej kluczowe (druga i trzecia operacja) przeprowadzone zostały w Niemczech, przez prof. Edwarda Malca i doc. Katarzynę Januszewską. Niestety zabiegi te, wykonywane za granicą nie są refundowane, całkowity ich koszt ponoszą rodzice. Wierzymy jednak, że z Państwa pomocą wygramy najważniejszą walkę w naszym życiu! Mogą Państwo pomóc na kilka sposobów: modlitwą, dobrym słowem, 1% podatku, darowizną na subkonto naszej córeczki. Wszystkie zgromadzone fundusze zostaną przeznaczone na leczenie naszej Zosi w kraju i poza jego granicami, na co cały czas mamy wielką nadzieję. Za wszelką pomoc bardzo dziękujemy!